<muzyka>
Powoli zapadał zmrok. Robiło się coraz ciemniej. Na niebie pojawiały się świecące gwiazdeczki i księżyc. Odpowiadała mi ta pora dnia, idealnie odzwierciedlała moje samopoczucie. Smutek, przygnębienie i te cholerne poczucie winy i żal do samej siebie. Od kiedy wyszłam ze szpitala jedynie te uczucia mi towarzyszyły.
Stanęłam przed małym sklepikiem, w którym kupiłam jeden malutki, czerwony znicz. Spakowałam go do torebki i poszłam do Niego. Mimo ciemności jaka już panowała, nie miałam żadnych obaw przechadzając się przez zakamarki cmentarza.
Zauważyłam nagrobek z napisem John Silver. Powolnym krokiem podeszłam bliżej. Bałam się podejść, nie było mnie tu już od Jego pogrzebu.
- Cześć tato – przywitałam się niepewnie i spojrzałam na zdjęcie, wiszące obok imienia i nazwiska. Wyciągnęłam wcześnie zakupiony znicz i zapałki. Odpaliłam go i położyłam na marmurowym blacie nagrobka.
W ciągu jednego dnia już drugi raz nie wiedziałam co powiedzieć, od czego zacząć. Usiadłam na schodku i zatopiłam twarz w dłoniach. Momentalnie łzy zaczęły napływać do moich oczu. Poczułam siłę i jednocześnie potrzebę wypłakania wszystkich swoich żali, pretensji, a także słów, których nie zdążyłam Mu powiedzieć.
- Tatusiu, przepraszam. Przepraszam, że byłam taką niewdzięczną córką. Przepraszam, że tak źle cię traktowałam. Czułam się taka odrzucona i niekochana. Zawsze jak wracałam ze szkoły ty albo byłeś w pracy albo byłeś zajęty pracą. Rzadko kiedy miałeś dla mnie czas. A ja tak bardzo potrzebowałam twojej miłości! Dlatego wpadłam w takie towarzystwo, zaczęłam palić, pić i ostro imprezować. Zrozumiałam wtedy, że jeśli ty nie masz dla mnie czasu ani nie okazujesz mi jakichkolwiek uczuć, to dlaczego ja to mam robić? Dlaczego nie mogę być taka jak ty? Mieć wszystko i wszystkich gdzieś? Tak, to ty mnie tego nauczyłeś! Ty mi pokazałeś co to znaczy niczym się nie przejmować! Nienawidziłam Cię za to! Nienawidziłam za to, jak traktujesz mamę. Nienawidziłam za brak czasu dla nas! Czy to nie ty, jak byłam mała powtarzałeś mi i mamie, że zawsze będziesz nas kochał? Że zawsze będziesz miał dla nas czas? Idealnie pokazałeś to wtedy, kiedy najbardziej cię potrzebowałam. Tato, tak się nie robi! Nie puszcza się słów na wiatr! Ja jestem ostatnią osobą, która może ci to wypominać, ale dzisiaj wszystko zrozumiałam. Kiedy widziałam tę malutką blondyneczkę i dowiedziałam się, że jest z domu dziecka poczułam się koszmarnie. Nie doceniałam tego, co mam. Szczególnie was, ciebie i mamę! Wiem, że to nie wyglądało tak, jakbym was kochała, ale tak było i nadal jest. Kocham was najmocniej na świecie. Tak bardzo żałuję, że nie zdążyłam ci tego powiedzieć prosto w twarz. Teraz do końca życia będę czuła się winna! Gdybym dawniej ci to wszystko powiedziała, nie byłoby tej cholernej kłótni, nie jechałbyś tym cholernym samochodem i nie wydarzyłby się ten cholerny wypadek. Tatusiu, kocham cię i proszę wybacz mi, wybacz! – rozpłakałam się i schowałam twarz w dłoniach. Poczułam jak wzmaga się wiatr. Wyprostowałam się, aby zobaczyć czy nie ma nikogo obok. Było tak ciemno, że kompletnie nic nie widziałam. Spojrzałam na znicz. I wtedy stało się coś niesamowitego, coś magicznego. Płomień zaczął stopniowo wzrastać aż osiągnął wysokość wskazującego palca. Tak, to był On! Wiedziałam to! Na mojej twarzy zagościł dawno niewidziany uśmiech.
- Dziękuję – wycedziłam tym razem przez łzy radości. -Obiecuję, że będę przychodziła tutaj częściej. Kocham cię najbardziej na świecie – wstałam, otrzepałam się z piasku oraz wszelkiego brudu i ruszyłam w stronę domu. Było już bardzo późno, jednak nie bałam się iść, bo wiedziałam, że tata jest ze mną i nie pozwoli żeby coś mi się stało.
*
Włożyłam klucz do zamka i cicho go przekręciłam. Na palcach weszłam do środka, aby nie zbudzić mamy. Myślałam, że znam dobrze swój dom i wiem co gdzie leży. Gdy zrobiłam parę kroków, kopnęłam w coś. Krzyknęłam w duchu. Rozejrzałam się dookoła siebie. W salonie, na fotelu siedziała mama.
- Nie śpisz? - zapytałam zdziwiona jej obecnością.
- Zawsze na ciebie tutaj czekam kiedy gdzieś wychodzisz – odrzekła ze stoickim spokojem.
Spojrzałam na nią i nie wiedziałam co mam zrobić. Ruszyłam przed siebie. Kiedy byłam na drugim schodku coś mnie tknęło. Muszę z nią porozmawiać! Dzisiejszy dzień był przełomowy. Zrobiłam tyle rzeczy, których nigdy bym nie zrobiła, dostałam tyle siły i wiary, że muszę to wykorzystać. Muszę!
Do moich oczu napłynęły łzy. Obróciłam się na pięcie o 180 stopni i pobiegłam w stronę mamy.
- Przepraszam! - wykrzyczałam i rzuciłam jej się do stóp. Co chwilę wypowiadałam te jedno słowo, jedno, a jak cholernie ważne słowo!
- Ciii.... - mama głaskała mnie po włosach i próbowała podnieść, ale ja nie chciałam, nie potrafiłam jej teraz spojrzeć w oczy. Wiem, jestem tchórzem, nie umiejąc spojrzeć własnej matce prosto w oczy. Tak bardzo ją skrzywdziłam, że po po prostu nie potrafiłam wykonać tak prostej czynności.
- Przepraszam za wszystko. Przepraszam, że nie miałam do ciebie żadnego szacunku, że traktowałam cię jak zupełnie obcą mi osobę. Przepraszam, że każdego dnia musiałaś się martwić o to, czy nic mi nie jest, że musiałaś się za mnie wstydzić przed wszystkimi. Nie jestem godna być twoją córką! Ty każdego dnia, pomimo mojego zachowania zawsze mówiłaś mi te ważne dwa słowa, dwa słowa, których ja nigdy nie potrafiłam ci powiedzieć... – otarłam łzy i podniosłam się na wysokość jej oczu. Spojrzałam w jej tęczówki i poczułam jeszcze większy przypływ sił. - Kocham cię, kocham cię najbardziej na świecie – rzuciłam się jej w ramiona i ponownie się rozpłakałam. Mama mocno mnie objęła i co chwila powtarzała, że mnie kocha. Poczułam taką ulgę, kamień spadł mi z serca. Wiedziałam, że mam czystą kartę, że wszystko zaczynam od nowa.
Postanowiłyśmy z mamą szczerze porozmawiać, nadrobić cały stracony czas. Zaparzyłam nam gorącej herbaty, po czym usiadłyśmy razem na kanapie i rozmawiałyśmy do białego rana.
Spojrzałam na zegar wiszący na kremowej ścianie, którą rozświetlały pierwsze promienie wschodzącego słońca. Wskazówki wskazywały równo godzinę 6.00. Zerknęłam na mamę. Miała zamknięte oczy. Spała. Teraz przyda jej się trochę snu. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej ciepły koc, po czym delikatnie przykryłam rodzicielkę i ucałowałam ją w czoło. Udałam się na górę. Wzięłam szybki prysznic, zrobiłam makijaż i przebrałam się. Po niecałych 30 minutach byłam gotowa. Zeszłam na dół i przygotowałam śniadanie. Gotowe kanapki i świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy położyłam na stole. Połowę zjadłam ja, a drugą połowę zostawiłam mamie. Ponownie spojrzałam na zegar. Tym razem wskazówki przesunęły się o pełną godzinę do przodu. Na lodówce zostawiłam mamie list, w którym poinformowałam ją, że jestem na zajęciach, a potem w szpitalu i żeby się o mnie nie martwiła. Z wieszaka wzięłam torbę i udałam się w stronę Long Island University. Po drodze wstąpiłam do mojej ulubionej kawiarni Brooklyn Tavern.
- To co zawsze – zwróciłam się do Cory'a, po czym usiadłam na krzesełku przy ogromnym oknie.
- Proszę – przyszedł po paru minutach i dosiadł się do mnie. Skinieniem głowy podziękowałam za przyniesienie gorącej kawy.
- A ty co tak wcześnie? Spać nie możesz? - zaczął rozmowę.
- A żebyś wiedział, że nie mogę. To znaczy w ogóle nie spałam.
- Znowu byłaś na imprezie?
- Nie, tym razem nie. Rozmawiałam prawie całą noc z mamą. Skończyłyśmy przed 6 i nie opłacało mi się iść spać.
- I jak wam się układa? - zapytał z troską w głosie.
- Teraz jest idealnie. Ta wczorajsza, a sumie to już dzisiejsza rozmowa bardzo dużo nam dała. Wyjaśniłyśmy sobie wszystko i jest tak, jak już dawno miało być. A to wszystko dzięki tobie – z łezką w oku szczerze się do niego uśmiechnęłam.
- Jak to dzięki mnie? - był bardzo zdziwiony moim ostatnim zdaniem.
- No tak to! Pamiętasz ostatnio jak poradziłeś mi w sprawie tego konkursu? Właśnie w szpitalu wszystko zrozumiałam. A pomogła mi w tym historia takiej małej dziewczynki. Jestem beznadziejna, co? Skoro ja sama nie potrafię zrozumieć siebie, a robi to za mnie pięciolatka. Brawa dla mnie – rzekłam z ironię i upiłam łyk ciepłej kawy.
- Ważne jest to, że wiesz co robiłaś źle i starasz się to poprawić. A jak do tego doszłaś to już nieważne – odparł i perliście się uśmiechnął.
- Dziękuję – podeszłam do niego i bardzo mocno przytuliłam.
- Dla ciebie wszystko – zaśmiał się.
- Ja już muszę lecieć na zajęcia. Chociażby raz nie chcę się na nie spóźnić.
- To uciekaj już. Pa
- Pa – pomachałam mu na pożegnanie i szybkim krokiem pomaszerowałam na uniwersytet.
~~~
...
Dobrze, że Silver pogodziła się z mamą i odwiedziła grób ojca. Mimo wszystko rodzice są ważni w życiu każdego, nieważne jacy są, ważne że SĄ. A przynajmniej ja tak myślę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny do następnego rozdziału <3
[irreplaceable-gentleness]
No to widzę, że Silver wszystko zrozumiała i teraz będzie już tylko lepiej. Mam nadzieję :) Chociaż pewnie i tak znów coś wykombinujesz, ale to nieważne, bo i tak bardzo lubię czytać twoje opowiadania :) Pozdrawiam i czekam na następny rozdział!
OdpowiedzUsuńCiesze się, że opublikowałaś kolejny rozdział. Uważam, że rozdział dużo wyjaśnia w życiu Silver, ale muszę powiedzieć, że troszkę mnie znudził. Oczywiście jest wspaniały, ale troszkę nudzi. Mam nadzieję, że się nie obrazisz. Ja po prostu stawiam na szczerość.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny.
Pozdrawiam, Morgos < 3