Była godzina 7.55, a ja już siedziałam na swoim krzesełku w oczekiwaniu na zajęcia. Równo o pełnej godzinie do sali weszła Caroline wraz z profesorem Brownem. Każdy z nich usiadł na swoim miejscu. Wykładowca dokładnie wszystkich zlustrował. Zatrzymał się na mnie. Wstał i wytężył swój wzrok. Przetarł oczy, aby sprawdzić czy to na pewno ja.
- Nie przewidziało się panu – rzekłam z lekko ironicznym uśmiechem. -Niech sobie to pan gdzieś zapisze, bo to się już może nie powtórzyć – dodałam po chwili, na co cała grupa wybuchnęła śmiechem.
- A żebyś wiedziała – mężczyzna wyciągnął ze swojej torby notatnik i zapisał to sobie. -A teraz przejdźmy do zajęć – dodał po chwili i zaczął realizować temat.
Co chwilę patrzyłam na zegar, myśląc, że wzrokiem przyśpieszę powoli przesuwające się wskazówki. Czas ciągnął się nie ubłagalnie. Lecz w końcu zajęcia się skończyły. Spakowałam zeszyt do torby i ruszyłam w stronę wyjścia. Przy drzwiach głównych zaczepiła mnie zdyszana Caroline.
- Nie słyszałaś mnie? Wołam cię i wołam, a ty nic – zarzuciła mi blondynka, mówiąc wszystko na jednym wydechu.
- Przepraszam, musiałam się zamyślić. Co chciałaś? - zapytałam bez większego entuzjazmu.
- Jason robi dzisiaj imprezę i jesteśmy oczywiście zaproszone. Przyjadę po ciebie o 19.00 – stwierdziła i zaczęła się śmiać sama do siebie.
- Z tobą jest chyba coś nie tak – szepnęłam cicho, aby nie usłyszała, po czym przecząco pokręciłam głową.
- Przykro mi, ale nigdzie nie pójdę. Mam inne plany.
- Przepraszam, że co?! Ty, Erin Silver, jedna z największych balowiczek na tym uniwersytecie odmawiasz pójścia na jedną z najlepszych imprez? Chyba coś mi się przesłyszało – dziewczyna była doraźnie zaskoczona moją odpowiedzią.
- Nic ci się nie przesłyszało. Nie idę i koniec. Mam dzisiaj ważne spotkanie dotyczące tego konkursu, na który zapisał mnie pan Brown. Może innym razem – nie dałam jej nic powiedzieć ponieważ obróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę szpitala. Po niecałych 30 minutach byłam już na miejscu.
- Panno Silver! - usłyszałam czyjeś wołanie. Obróciłam się i zauważyłam przystojnego doktorka Salvatore. On podoba mi się coraz bardziej.
- Dzień dobry – grzecznie się przywitałam, wyciągając ku niemu dłoń.
- Witam – odwzajemnił uścisk.
- I jak? - zapytałam podekscytowana.
- Dyrektor się jak najbardziej zgodził, ale... - przerwał, a ja posłałam mu pytające spojrzenie - musisz mieć opiekuna.
- Skąd ja mu teraz wezmę opiekuna? - lekko podniosłam głos.
- Hmm... pomyślmy – mężczyzna wyprostował się, podniósł ku górze kołnierzyk ze swojego białego kitla i zawadiacko się uśmiechnął.
- Naprawdę? Mógłby pan? - nie wiedziałam czy mam się do niego zwracać po imieniu czy na per pan, ale dla wszelkiego bezpieczeństwa wybrałam tę drugą opcję.
- Po pierwsze, to z czystą przyjemnością ci pomogę, a po drugie to nie jestem żaden pan, tylko Damon – posłał mi oczko.
- Erin, ale znajomi mówią do mnie Silver – zarumieniłam się.
- Bardzo mi miło – ponownie obdarzył mnie perlistym uśmiechem. Dlaczego on mi to robi? Dlaczego on jest taki seksowny? Ja w ogóle nie potrafię się skupić. Wdech i wydech, wdech i wydech.
- Wszystko w porządku?
- Tak, tak. Zamyśliłam się – potrząsnęłam głową w celu dojścia do siebie.
- To może przedstawię cię paru pacjentom – zaproponował, na co ja w zgodzie skinęłam głową.
Ruszyliśmy przed siebie. Mijaliśmy pełno chorych ludzi. Każdy z nich z uśmiechem witał się z Damonem. Widać było, że darzyli się ogromną sympatią. Weszliśmy do windy i pojechaliśmy na 6 piętro. Wreszcie dotarliśmy na miejsce. Z jednej strony bardzo się cieszyłam, że poznam tych ludzi, a z drugiej strony bałam się spotkania z nimi. Nie wiem czy jestem na to wystarczająca silna.
- To może zaczniemy od początku – oznajmił i otworzył pierwsze drzwi. Leżała tam ta mała śliczna blondyneczka o błękitnych oczkach.
- Cześć Nancy – Damon podszedł do niej i usiadł na skraju łóżka.
- Cześć – dziewczynka obdarzyła go przepięknym uśmiechem, po czym przybiła mu piątkę.
- Chciałbym ci kogoś przedstawić. – spojrzał w moim kierunku – To jest Erin – wskazał na mnie. - A to nasza maskotka Nancy – dziewczynka zaczęła się głośno śmiać. Chyba lubiła jak się tak do niej zwracano.
- Miło cię poznać – podeszłam do niej i podałam jej rękę. Mała od razu odwzajemniła gest. Kiedy poczułam jej malutką, ciepłą dłoń moje serce wymiękło. Od jednego niewinnego dotyku już poczułam ogromną więź jaka połączyła mnie z tą dziewczynką. Może się wydawać dziwne, ale mam wrażenie, że dużo nas łączy. Ale co może łączyć kilkulatkę z dwudziestolatką? Nie wiem, ale mam nadzieję się o tym przekonać.
- Nancy, musimy cię na chwilę opuścić. Idziemy poznać jeszcze innych pacjentów – rzekł do niej doktor na co blondynka posmutniała.
- A przyjdziecie jeszcze do mnie? - wygięła usteczka w podkówkę.
- Obiecuję – jedną rękę przyłożyłam do serca, a drugą podniosłam na wysokość głowy i wskazałam tak zwaną 'victorię'.
- Będę czekać – odpowiedziała z głosem pełnym nadziei. Wyszliśmy, a ja jeszcze przystanęłam przy ogromnej szybie, aby móc na nią popatrzeć. Serce mi pękało kiedy ją widziałam. Moje oczy zaczęły mnie piec, jednak nie dałam tego po sobie poznać. Musiałam się pozbierać.
- Idziesz? - z transu wyrwał mnie doktorek.
- Tak, tak – podeszłam do niego, kiedy zaczął dzwonić mu telefon. Po jego mimice twarzy wywnioskowałam, że coś jest nie tak.
- Przepraszam bardzo, ale wzywają mnie. Przyjdę do ciebie potem – w biegu pożegnał się ze mną i szybkim krokiem udał do windy.
No tak, najlepiej zostawić taką sierotę jak ja w potrzebie i sobie iść. Zapamiętam to. Ale nie pora na rozczulanie się nad sobą. Wzięłam parę głębokich oddechów i weszłam do następnej salki.
- Cześć, jestem Erin Silver. Jestem wolontariuszką. Mogę na chwilę? - zapytałam blondynkę, która mogła być w moim wieku.
- Proszę – odłożyła książkę. - Rebecca – podała mi swoją dłoń.
- Miło mi cię poznać – zachęciłam ją uśmiechem.
- Mnie również – również się uśmiechnęła.
- Jak już wspomniałam jestem wolontariuszką na tym oddziale. Poznałam już tę śliczną blondynkę obok, Nancy. Teraz chciałabym ciebie poznać.
- To bardzo miłe tym bardziej, że praktycznie jestem tutaj cały czas sama.
- A twoi rodzice? Widziałam ich tu wczoraj.
- Odwiedzają mnie góra 2 razy w tygodniu. Są tak zajęci pracą, że w ogóle nie mają dla mnie czasu. To trochę przykre tym bardziej przy mojej chorobie. Chociażby teraz mogli by sobie darować, przecież i tak za niedługo umrę – po policzku dziewczyny spłynęła pojedyncza łza
- Wszystko się ułoży – odruchowo chwyciłam ją za rękę.
- Nie ułoży się. Mam raka nerek. Obu. Mój los jest przesądzony.
- Nie mów tak, wiara czyni cuda – łzy same cisnęły mi się do oczu.
- Tutaj wiara nie pomoże. Tutaj potrzebny jest cud, a to jest nie możliwe.
- Jest możliwe. Kiedy indziej opowiem ci o moim cudzie – ścisnęłam mocniej jej dłoń.
- Byłaś chora? - zainteresowało ją to, co powiedziałam.
- Nie w sensie dosłownym, bardziej w takim metaforycznym.
- To mam nadzieję, że mi go kiedyś opowiesz. Może to mi jakoś pomoże – ponownie się zasmuciła.
- Ja ci pomogę. Będę tutaj przychodziła codziennie i będziemy robić to, na co masz ochotę. Co lubisz robić? Śpiewać? Grać na jakimś instrumencie? Malować? A może podrywać facetów? - specyficznie poruszałam brwiami na co dziewczyna wybuchnęła śmiechem.
- Uwielbiam muzykę. No i podrywać też lubię tylko tutaj nie ma kogo.
- Już ja ci kogoś znajdę. Tylko powiedz jaki jest twój typ i zrobię kontrolę na każdym oddziale w celu znalezienia tego jedynego.
- Zabawna jesteś. Wiesz, już cię lubię – dziewczyna obdarzyła mnie szczerym spojrzeniem.
- Ja ciebie też lubię. Miło mi się z tobą gawędzi, ale muszę iść. Chciałabym jeszcze poznać inne osoby. Przyjdę jutro – wstałam z krzesełka.
- Będę czekać. Do jutra – pożegnała mnie pięknym uśmiechem.
- Pa – odwzajemniłam gest i wyszłam z sali.
Nawet nie było tak źle. Ale teraz czeka mnie chyba najtrudniejsze spotkanie.
~~~
Nie podoba mi się. Tyle.
A wszystkim maturzystom ( w tym sobie :)) życzę powodzenia za tydzień! ; )
Przecudowny! Czekam z niecierpliwością na następny. Życzę powodzenia na maturze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Morgos < 3
Świetny rozdział! Kiedy następny ?
OdpowiedzUsuńJa też oczywiście życzę ci powodzenia na maturze! Żebyś zdała tak dobrze jak piszesz rozdziały :) A co do samej notki to ciekawi mnie z kim teraz spotka się dziewczyna... A rozdział wcale nie jest zły :) PoZdrawiam!
OdpowiedzUsuńJak tam angielski? :* Super, nie wiedziałam,ze tak dobrze będzie mi sie czytać kocham, kocham, kocham to! Więcej chcę! Pisz, pisz, pisz. Jesteś w tym dobra :D
OdpowiedzUsuńKochana ja właśnie dzisiaj miałam ustny 86% liczyłam na 100, ale się zestresowałam :D A z pisemnych hu wie :D ale dobrze było hahah :D oblewamyyy ! :D / Jestem u kuzyna i nie pamiętam swojego hasła jak coś to wiesz kto. Buziaki! A Ty kiedy masz ustny?
OdpowiedzUsuńJa bym chciała mieć to za sobą ale niestety we wtorek mam właśnie geografię a 24 polski ustny wiece jeszcze 2 tygodnie robienia prezentacji mnie czeka -,- A jak tam Ty już po ustnym z polskiego?
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :* Ja też trzymam za piątek! :)
OdpowiedzUsuń[Sojusz? :) ]
OdpowiedzUsuńSusanna Hastings jest normalną nastolatką. Chodzi do szkoły, dobrze się uczy, spotyka się ze znajomymi. Jest niczym nie wyróżniającą się szarą myszką na tle innych szarych myszek.
Charles Jackson z pozoru wydaje się normalnym nastolatkiem. Także chodzi do szkoły, spotyka się ze znajomymi. Wyróżnia się jednak dość specyficznym podejściem do otaczającego świata.
- Pulpecik w okularkach - mruknął chłopak, a wszyscy w koło zaczęli się śmiać. Dziewczyna spuściła głowę w dół i delikatnie przygryzła dolną wargę.
- Odpuść jej!
- Ale ja prawdę mówię!
Narkotyki. Śmierć. Pogrzeb. Striptiz. Miłość. Policja...
Witaj w Little Rock!
http://we--found-love.blogspot.com/
Przepraszam za spam ;*
OdpowiedzUsuńNa blogu http://crying-werewolf.blogspot.com/ pojawił się trzeci rozdział! Serdecznie zapraszam do czytania i komentowania! <3
świetny rozdział ;D
OdpowiedzUsuńDoktor Damon hoho ;)